Nie będę ukrywał, że dystopia to jeden z moich ulubionych motywów w literaturze. Przeraża ona dużo bardziej, niż jakiekolwiek wizje ostatecznej zagłady – ani hordy zombie, ani post-nuklearna pustynia nie mogą równać się ze światem, który teoretycznie działa, ale praktycznie jest zepsutym mechanizmem, powoli doprowadzającym ludzkość do ostatecznego upadku. Stolp Daniela Odija i Wojciecha Stefańca to opowieść osadzona w mieście Bardo – metropolii, która ocalała z potopu, chylącej się jednak ku kolejnej potencjalnej zagładzie. Tytuł to zarazem imię głównego bohatera – detektywa, zajmującego się sprawami zaginionych dzieci. Dzieci to zresztą klucz tej historii. W Bardo przyrost urodzeń jest porażająco niski, każdy więc dziatek jest cenny niczym złoto. Nic więc dziwnego, że ich znikanie jest katastrofą. Nie tylko bezdzietność trapi metropolię – flora i fauna również nie mają się dobrze, a samo społeczeństwo dąży raczej do zaspokajania potrzeb doczesnych, nie troszcząc się o przyszłe dni. Pozorna opowieść o upadającym w hedonistycznej gorączce mieście to coś znacznie, znacznie więcej…
To, co najbardziej urzekło mnie w Stolpie, to poetycki, kołyszący wręcz język, jakim operuje Odija. Wplecione w narrację poematy Bolesława Leśmiana, między innymi Zielona godzina, zdają się jej integralną częścią – nawet ci nie doceniający wierszy mogą przekonać się, że ta gałąź literatury to nie tylko rymowane bajania i niejasna odpowiedź na pytanie co poeta miał na myśli, a znakomite narzędzie do tworzenia spójnej fabuły. Przy tym wszystkim Odija nie zaniedbał kryminalnego klimatu. Monologi Stolpa przypominają te, których autorami zazwyczaj są panowie w prochowcach i fedorach na głowie, Mieszanka, jaką serwuje nam autor doskonale jednak ze sobą współgra, nie tworząc wrażenia pozlepianych naprędce kawałków wizji twórcy, a spójną, wciągającą narrację.
To, co wyczynia Wojciech Stefaniec swoimi rysunkami, ociera się o czynienie cudów. Po otwarciu komiksu w oczy rażą barwy – z jednej strony jadowite i soczyste żółcie, jaskrawe, z drugiej szare, wysysające energię, podkreślające nawet przeciętnie nasycone kolory. Stefaniec tworzy klimat również elementami tła. Reklamy pojawiające się w mieście Bardo są dosadne i mocne, promujące dobra, które są dla nas tabu. Istotny jest też wygląd miasta. Stefaniec nie tworzy go na wzór Łowcy androidów, a miesza style architektoniczne bliższe naszym czasom – secesyjne kamienice łączą się ze smukłymi drapaczami chmur, z czasem przechodząc w budynki podobne do tych z wielkiej płyty. Nic to jednak przy narkotycznych wizjach tytułowego bohatera, które zapewne wzbudziłyby nostalgię w sercach niegdysiejszych dzieci-kwiatów.
Stolp obfituje też w kilka ciekawych charakterów. Pierwszym z nich jest Rege, nieokreślony płciowo artysta, którego występy są naprawdę kontrowersyjne i to wcale nie ze względu na jego wizerunek sceniczny. Głoszone przez niego treści są ukrytymi ciosami w stronę władz i ich polityki. Drugim jest pewien uczony, a raczej grupa uczonych, mających znaleźć sposób na mizerny przyrost naturalny w Bardo. Sęk w tym, że sama również dokłada do tego cegiełkę.
Stolp został zapowiedziany jako pierwsza część tetralogii Bardo i gorąco liczę na jak najszybsze pojawienie się kolejnych części. Nie jest to dzieło łatwe, które bez trudu przeczytamy w podróży czy do poduszki – Odija i Stefaniec stawiają poprzeczkę wysoko, zmuszając czytelnika do cyklicznych pauz od całej feerii barw i zamysłu samej fabuły. Tego, jak prowadzona jest narracja i realiów świata przedstawionego nie da się przełknąć szybko. I takie dzieła lubię – niebanalne, skłaniające do refleksji, a przy tym nieprzekombinowane. Przepiękny przykład na to, że polski komiks stoi na światowym poziomie i ma wiele do powiedzenia.
Scenariusz: Daniel Odija
Rysunki: Wojciech Stefaniec
Wydawca: Wydawnictwo Komiksowe 2017
Liczba stron: 116
Ocena: 90/10