Liga nie jest w najlepszym położeniu. Perpetua przebudzona, do tego gdzieś tam chichra się jokerowy Batman i jakby tego było mało, Luthor nie dość, że przekracza granice człowieczeństwa, to jeszcze ogłasza Rok łotrów, składając intratne oferty złoczyńcom DC. Scott Snyder nie zamierza się hamować i nie da się ukryć, że prowadzenie całej tej eskapady wychodzi mu dobrze. Każdy dostaje wystarczająco dużo czasu. Autor nie idzie w nadmierne uproszczenia, a pozycja obu stron niemal do końca jest chwiejna. Wśród tego na pierwszy plan się jeden osobnik, którego podobizna ołówka Franka Quitely’ego nie bez powodu zdobi ten album.
Oto widzimy bowiem, jak Lex Luthor kradnie widowisko herosom i łotrom. Ci pierwsi co prawda pokazują, że zasługują na tytuł bohaterów, a złolom dane są nawet indywidualne historie, ale to Lex faktycznie jest tu prawem. Scott Snyder niby podniósł go do skali metaludzkiej, ale przy tym zachował w jego łysej głowie wszystkie ambicje/kompleksy, które niwelowały często jego intelekt. Trykotowa komiksowość we wszystkich historiach z miniserii Rok łotrów proporcjonalnie miesza się z bardziej intrygującą treścią. Co prawda odnoszę wrażenie, że scenarzyści nie konsultowali ze sobą wszystkiego i pogubienie się w chronologii wydarzeń jest tu łatwe, ale to nie pierwszy przypadek w tego typu opowieściach i w trakcie akcji jakoś to się rozmywa.
Podoba mi się rześki, nienachalny humor, jaki serwuje tu Snyder, paradoksalnie bardziej kojarzący mi się z filmowym Marvelem niż czymkolwiek z DC. Uspokaja on nieco napiętą atmosferę, a wizja upadku Multiwersum nie wydaje się być tak przerażająca, jak zagrożenia z kryzysowej trylogii czy większych eventów. Nawet sama Perpetua z niewyjaśnionych powodów kojarzy mi się z na pół komediową Ritą Repulsą z Power Rangers i nie potrafię traktować jej poważnie. To nie najlepsza rekomendacja na przyszłość, ale Snyder dokonuje czegoś jeszcze. Mianowicie odkopuje i wskrzesza postaci sprzed The New 52!, które siedziały w szafie od dobrych kilku lat i dotąd nie było okazji by je przywrócić, tym samym dając czytelnikowi znać, że z tymi porządkami w DC to on tak na serio.
Wiele razy pisałem, że lubię, gdy rysowników jest mnogo, ale bywa, że opisywanie każdego z nich to dość żmudne zajęcie. Zwłaszcza, jeśli większość jest solidna, ale nie wybitna. Liga Sprawiedliwości: Wojna totalna. Rok łotrów to twór takich nazwisk jak Hitch, Manapul, Porter czy Epting. Twórców czujących się dobrze w peleryniarskich klimatach i nieodstawiających fuszerki, wznoszących się powyżej liniowej, rzemieślniczej roboty. Sama Liga Sprawiedliwości tworzona jest przez kilku ludzi zapewniających stabilne zróżnicowanie, a co tu mówić o dodatkowych tytułach, gdzie choćby w one-shocie z Jokerem pojawia się nieco makabry. I wygląda na to, że dalsze scenariusze Snydera zilustrowane będą na podobnych zasadach, gdyż przed nami jeszcze Death Metal, gdzie część rysowników zaprezentuje się ponownie.
Liga Sprawiedliwości: Wojna totalna. Rok łotrów to album złożony przemyślanie i przygotowujący nas do dobrze zapowiadającego się eventu, który jeśli będzie właściwie prowadzony, ma szansę być czymś więcej niż szumnym, niby-kryzysowym łubudu. Omawiany z kolei tom to kawał komiksu, mocno superbohaterskiego, ale czytający się dobrze i bez poczucia zażenowania. Kolejny tom Ligi Sprawiedliwości ujrzy światło dzienne wcześniej niż Death Metal, ale już teraz mam niejasne przeczucie, że nazwisko „Snyder” gwarantuje lepsze przygody z udziałem supergrupy DC – i to zarówno w kontekście filmowym, jak i komiksowym.
Tytuł oryginalny: Justice League: Doom War
Scenariusz: Scott Snyder, James Tynion IV, Joshua Williamson i inni
Rysunki: Francis Manapul, Steve Epting, Jorge Jimenez i inni
Tłumaczenie: Marek Starosta
Wydawca: Egmont 2021
Liczba stron: 648
Ocena: 75/100