Na pierwszy rzut oka: The Bad Batch
Autor: Kacper Domański
4 maja 2021
Seriale animowane ze świata Gwiezdnych wojen cieszą się coraz większą popularnością. Ostatni sezon Wojen Klonów dostał bardzo pozytywne oceny zarówno krytyków, jak i fanów. Część z nich stwierdziła nawet, że ów sezon jest jedną z najlepszych rzeczy, jakie dostało to uniwersum od lat. Jak przy tym wypada pierwszy odcinek The Bad Batch? Czy nowa animacja utrzymuje poziom poprzednich seriali animowanych?
Akcja pierwszego odcinka The Bad Batch rozpoczyna się pod koniec Wojen Klonów. Tytułowy oddział charyzmatycznych żołnierzy, wraz z innymi klonami oraz dwójką znanych fanom uniwersum Jedi walczy na oblężonej przez armię Separatystów planecie Kaller. Tymi Jedi są Caleb Dume oraz jego mistrzyni, Depa Billaba. Gdy wydaje się, że wszystko jest już pod kontrolą i można ruszać dalej, słyszymy głos Palpatine’a, który wydaje rozkaz 66. Fani uniwersum zapewne wiedzą, jak to się zakończyło dla Jedi. Niemniej jednak najciekawszą rzeczą z pierwszej części odcinka, który trwa aż 75 minut, jest reakcja głównych bohaterów na ów rozkaz. Aby jednak uniknąć nadmiernego spoilerowania, nie będę opisywał ów reakcji. Lepiej, jeśli sami to zobaczycie, ponieważ warto.
kadr z serialu The Bad Batch
Pierwszy odcinek The Bad Batch można spokojnie podzielić na kilka aktów. W dużej mierze skupia się on na sytuacji planety Kamino po zakończeniu Wojen Klonów. Jak dobrze wiemy do Imperium rekrutowano osoby, które nie były klonami. Dużo w tym wypadku namieszał admirał Tarkin, który od zawsze żywił niechęć do żołnierzy z Kamino.
Pilot serialu wprowadza także zupełnie nową postać, którą mogliśmy zobaczyć w jego zwiastunie – Omegę. Jest to młoda dziewczyna, która od początku czuje ogromne przywiązanie do głównych bohaterów. Niemniej jednak przez to, że już w tym odcinku dostajemy ważne informacje na temat tej tajemniczej postaci, nie mogę napisać o niej nic więcej, gdyż liczyłoby to się z dużą liczbą ważnych dla fabuły serialu spoilerów. W każdym razie Omega wypada pozytywnie i fani Gwiezdnych wojen powinni polubić tę postać.
fot. kadr z serialu The Bad Batch
Ciężko jest cokolwiek pisać o serialu tak, aby uniknąć spoilerów, dlatego przejdę teraz do wrażeń technicznych. Pierwszy epizod zawiera niesamowite sceny akcji, do których świetnie współgra dodająca napięcia muzyka. Kevin Kiner po raz kolejny udowodnił, iż jego praca może dorównywać tej, za którą odpowiada John Williams w przypadku filmów. Animacja również robi swoje. Zachowano stylistykę znaną z Wojen Klonów, dzięki czemu dużo łatwiej jest się wczuć w klimat serialu. Jedyne do czego mógłbym się przyczepić to wygląd Tarkina oraz innej postaci znanej z Wojen Klonów, gdyż postacie te wyglądają zupełnie inaczej niż pozwoliła nam zapamiętać poprzednia animacja. Mimo to, przy tylu zaletach, mogę na to spokojnie przymknąć oko.
Odpowiadając na pytanie, czy początek The Bad Batch dorównuje poprzednim animacjom z tego uniwersum, stwierdzam ze spokojem, iż tak. Dave Filoni po raz kolejny udowodnił, że umie opowiadać świetne historie. Myślę również, że gdyby nie on, moje zainteresowanie Gwiezdnymi wojnami byłoby dużo mniejsze niż teraz. Jedyną rzeczą, której się jednak obawiam, jest to, że kolejne odcinki nie będą aż tak dynamiczne jak pilot. W każdym razie jestem bardzo pozytywnie zaskoczony premierą The Bad Batch i liczę na to, że serial utrzyma poziom, który zaprezentował w pierwszym odcinku.
Ilustracja wprowadzenia: Disney
Zdaniem innych redaktorów:
Mikołaj Lipkowski:
Szczerze? Nigdy nie byłem fanem Wojen Klonów, gdyż w dzieciństwie odrzucił mnie jakoś ten serial. Moim największym błędem było ominięcie ich. The Bad Batch wciągnął mnie na tyle, że pragnąłem więcej i więcej. Fajny, poważny klimat, dobre dialogi, a także miła dla oka stylistyka – tego chcę od takich seriali. Dzięki The Bad Batch, zmotywowałem się do nadrobienia poprzednich seriali z uniwersum Gwiezdnych Wojen. Naprawdę trzymam kciuki za tę produkcję, a także zniecierpliwiony czekam na kolejne odcinki. Nie mam zbytnio odniesień do wcześniej wspomnianych Wojen Klonów, ale naprawdę zapowiada się coś niesamowitego. Mocne 8,5/10.
Tymoteusz Wojcik:
4 maja 2021 – magiczny dzień, święto Gwiezdnych Wojen. Czy mogło by być coś lepszego od wspólnej celebracji wszystkich pasjonatów na całym świecie? Otóż tak. Wspólny seans pilota następcy Wojen Klonów. Produkcji, która ma nawiązywać, a jednocześnie różnić się od swojego poprzednika. Nastrój pierwszego odcinka nowego dzieła, był zgoła inny od całego 7 sezonu, czyli mroczniejszy (może oprócz ostatniego epizodu). Mam wrażenie, iż również dynamika była trochę inna. To znaczy sądzę, iż The Bad Batch miał spokojniejszą akcję. Zwiastun produkcji nastawiał na trochę inny rozwój wypadków, niż było w rzeczywistości. Wiele scen zaskakiwało, co oznacza, że nie jest to szablonowa produkcja i fabuła. W tym wstępie do nowej historii pojawiło się to co kocham w Gwiezdnych Wojnach. Mianowicie, Uniwersum jest już pełne różnorakich wątków, które aż się prosi, aby zazębić w powstających produkcjach. I tego właśnie dokonał Filoni w pierwszym odcinku i to dodatkowo nie raz, tylko kilkakrotnie. Moja ocena na początek to 9/10.
Zastępca redaktora prowadzącego Ligę Znawców Kina
Fan kina z gatunku Tim Burton. Poza tym miłośnik dobrego dramatu, często wracający do produkcji MCU. Stara się nadrobić wszelkie zaległości serialowe, których końca nie widać. W wolnych chwilach sięga po literaturę obyczajową.