Prowokujący film Françoisa Ozona nie pozwala przejść obok niego obojętnie. Francuski reżyser bawi się schematami, prowokuje, straszy i bawi. Autor widzianego niedawno w kinach Frantza jest w szczytowej formie.
Twórca nie boi się sięgać po schematy znane z kina gatunków, jak thriller erotyczny i horror, ale przetwarza je po swojemu. Podwójny kochanek zyskuje dzięki temu nowy wymiar i ekscytujące detale. Jak choćby otwierające ujęcie, którego nie wypada zdradzać, ale zobaczyć trzeba! Film twórcy Basenu nigdy nie pozwala widzowi bezpiecznie rozgościć się wewnątrz świata przedstawionego, co chwila zaskakując i grając z jego przyzwyczajeniami. Obraz, który jest zarówno zwodniczo piękny, niepokojący kolorystyką i ujęciami, ma w sobie więcej wskazówek, niż może się to pozornie wydawać. Będąc produkcją na wskroś oryginalną, Ozon odwołuje się gdzieś do twórców pokroju Cronenberga, Verhoevena i Lyncha. Perwersyjne, wyzywające kino wychodzi mu bowiem najlepiej.
Zobacz również: David Lynch i Harry Dean Stanton znów razem! Zwiastun refleksyjnego filmu Lucky
Bohaterką opowieści jest Chloé (piękna Marine Vacth), młoda kobieta cierpiąca na anoreksję i chroniczne bóle brzucha. Po diagnozie ginekolog, że nic jej fizycznie nie dolega, pacjentka zostaje wysłana do psychologa, który pomógłby znaleźć mentalne przyczyny jej stanu. Terapia szybko przynosi skutki. Była modelka znajduje zatrudnienie w muzeum jako pracownica ochrony. Bóle ustępują, a wizyty u Paula (Jérémie Renier) stają się przyjemnością. Do momentu, aż mężczyzna nie przerwie terapii. Spotkania z Chloé stały się dla niego zbyt osobiste, czytaj – zwyczajnie się w pacjentce zakochał. Para rozpoczyna poważny związek i wprowadza się do wspólnie wynajmowanego mieszkania. Podczas rozpakowywania pudeł Paula kobieta natrafia na pewne zdjęcia i informacje, że jej partner może być kimś innym, niż tym, za kogo się podaje. Jej dochodzenie przynosi jednak zaskakujące efekty.
Każde ujęcie w Podwójnym kochanku jest przemyślane i starannie skomponowane. Operator pracuje ciężko, by nie stracić zainteresowania widza, co jakiś czas rozładowując piętrzące się napięcie jakimś wizualnym żartem. Ilość sylwetek i twarzy odbijanych w lustrach i szybach czy ujęć z podzielonym ekranem przebija wszelkie statystyki. W scenariuszu i lekko napisanych dialogach również film ślizga się po obrzeżach melodramatu, dreszczowca i erotycznej gry.
Zobacz również: Gra cieni – recenzja stylowego filmu szpiegowskiego
Ozon nie stara się być jednak zbyt poważny. Jak inaczej wytłumaczyć ujęcia z kotami-podglądaczami (martwymi i żywymi), mrożące krew w żyłach spojrzenia, czy scena ze sztucznym penisem. Produkcja, choć poruszająca poważne tematy, sytuuje się na granicy pastiszu i kina eksploatacji. Kto inny, jak nie Ozon, zna te terytorium jak własną rękę.
Tematycznie nie mamy tutaj nic, czego francuski reżyser nie serwowałby nam w poprzednich filmach: skomplikowana kobieca psychika, badanie granic rzeczywistości, odkrywanie ukrytych osobowości najbliższych, których pozornie tak dobrze znamy. Podwójny kochanek spełnia perfekcyjnie swoje zadanie jako wciągający, zaskakujący i trzymający w napięciu obraz, używając tylko i wyłącznie znanych klisz i schematów. Niby tylko tyle, a aż tyle.
Ilustracja wprowadzenia i plakat: materiały prasowe / Gutek Film