Spotkałem się z zaskakująco dużą ilością opinii, że e-sport może śmiało zastąpić w szkołach zajęcia wychowania fizycznego. Postaram się wypowiedzieć dziś na ten temat i wytłumaczyć, dlaczego według mnie jest to absurdalny pomysł – żeby nie powiedzieć „idiotyczny”.
Zacznijmy od tego, po co istnieje przedmiot nazywany potocznie wuefem. W sumie nie bardzo wiem, jak to ładnie wytłumaczyć, więc posłużę się banalnym, acz chyba dość dosadnym stwierdzeniem: wychowanie fizyczne ma za zadanie pomóc nam w niestaniu się ostatnimi sierotami. Wiem, jak to dziwnie może brzmieć, ale tak właśnie jest: to kilka godzin ruchu tygodniowo na dłuższą metę jest bardzo dla nas korzystne, chociażby z tego względu, że nie potykamy się o własne nogi podczas zwyczajnego spaceru. Zajęcia wuefu usprawniają naszą koordynację ruchową, a także kondycję organizmu oraz wytrzymałość fizyczną, szybkość, sprawność i tego typu rzeczy. Te 3-4 godziny tygodniowo latania za piłką są konieczne do tego, by uczniowie nie stali się chodzącymi… no, przepraszam za wyrażenie, częściami kobiecej anatomii.
Naprawdę rozumiem, iż zajęcia wychowania fizycznego mają wielu przeciwników – bo się nie chce, bo to bez sensu, bo zmyje mi się makijaż. Jako uczeń drugiej klasy gimnazjum mam styczność na co dzień ze zjawiskiem awersji do ruchu. I ja naprawdę rozumiem, że bardzo często może się nie chcieć – bo inne lekcje, bo sprawdziany, bo jest się zmęczonym. To całkowicie normalne. Ale jestem zdecydowanie przeciwko niećwiczeniu, bo w ten sposób, zwłaszcza w okresie dojrzewania, kształtuje się nasza sprawność oraz charakter. Już pominę fakt, że znajomość zasad najpopularniejszych sportów (piłka nożna, siatkówka, koszykówka) jest bardzo przydatna w przyszłości, chociażby nawet podczas oglądania meczu czy dyskusji ze znajomymi.
Jestem w stanie zrozumieć chęć zredukowania godzin wuefu w tygodniu, ale naprawdę nie ogarniam, dlaczego według niektórych wprowadzenie w miejsce zajęć ruchowych e-sportu miałoby pozytywny wpływ na uczniów.
Do e-sportu nie mam nic. Prawdę mówiąc, jestem pod wrażeniem tego, jak szybko ta dyscyplina się rozwija i jaki ma już zasięg i rzeszę fanów na całym świecie. Nawet w Polsce, gdzie mamy wysokie osiągnięcia w Counter Strike’u czy League of Legends na szczeblu międzynarodowym.
Jednak nie jestem w stanie wyobrazić sobie zastąpienia e-sportem zajęć ruchowych. Szkoły wychowywałyby wtedy nie młodzież, a stado zombie. Czekam na argumenty, że przecież gry ćwiczą naszą koordynację ręka-oko, spostrzegawczość i wiele innych czynników. No ale proszę was – i tak bardzo duża część uczniów spędza swój czas wolny przed komputerem lub konsolą, podczas gdy sport uprawia coraz mniej osób.
Umówmy się – jakikolwiek ruch jest dużo zdrowszy niż siedzenie przed komputerem. Jestem w stanie zgodzić się z tym, że graczom kształtują się pewne umiejętności nieco lepiej niż innym ludziom, ale nic nie zastąpi ćwiczeń fizycznych. Wyobrażacie sobie, co by było, gdyby wprowadzić ten e-sport zamiast wuefu? Dzieciaki by nie chciały schodzić z komputerów, bo „uprawiają sport”. Albo bo „w szkole kazali”. Otyłość, wady kręgosłupa i wszystkie inne tego typu problemy pojawiałyby się dużo częściej niż obecnie. Wychowalibyśmy kilka pokoleń zombie, a Ziemia zaczęłaby przypominać tę z powieści Brooksa.
No proszę was.
Ilustracja wprowadzenia i pełnego tekstu: Materiały prasowe