QUIZ: Jak dobrze znasz Supernatural?
QUIZ: Duchy, demony i monstra. Rozpoznasz z jakich filmów pochodzą?
QUIZ: Wiedźmin. Czy znasz różnice między serialem a opowiadaniami?
Ranking przedstawiający najlepsze horrory w historii otwiera wspaniała produkcja Larsa von Triera. Dzieło podzieliło widzów, na tych, którzy siedzieli w sali kinowej z rozdziawioną gębą i na tych, którzy prychając pod nosem wyszli w trakcie seansu. Mnie zdecydowanie bliżej do tej pierwszej grupy. Uwielbiam kontrowersyjną i przepełnioną symboliką twórczość Duńczyka, chociaż nie dziwię się też, że przez wielu jest po prostu niezrozumiana. Von Trier ma to w nosie i kręci dalej, a Antychryst stanowi cudowne studium żalu, poczucia winy, miłości i nienawiści. Otwierająca film, czarno-biała sekwencja to absolutne dzieło sztuki, a role Willema Dafoe i Charlotte Gainsbourg zapamiętam na długo. Podobnie jak sceny obcinania łechtaczki nożyczkami i ejakulacji krwią. Nie pytajcie. (PP)
Australijski Babadook to film pełen odniesień do klasyków horroru, ale i samemu wprowadzający do gatunku sporą dawkę świeżości. Reżyserka Jennifer Kent nie stosuje w nim tanich chwytów, a skupia się na budowie atmosfery, intensywności dźwięków, psychologicznej dynamice relacji matki i syna oraz opowiadanej historii, która najczęściej interpretowana jest, jako metafora żałoby. Truskawką Wisienką na torcie jest oczywiście sama wizualizacja stworzonego w animacji poklatkowej tytułowego monstrum i jego wywołujący ciarki głos na bezdechu: Baba-dook-dook-DOOOK! (KS)
Kolejna francuska pozycja na naszej liście. Historia dwóch przyjaciółek, które decydują się spędzić spokojny weekend w domku na odludziu. A przecież wiemy, że to nigdy nie kończy się dobrze, prawda? Sielanka szybko zostaje przerwana, kiedy na scenie pojawia się uzbrojony zabójca. Dziewczyny jednak nie pozostaną dłużne. Kiedy przychodzi do walki o życie, przekonamy się, do czego zdolny jest człowiek. Film obfituje w naprawdę drastyczne sceny, a za jego reżyserię odpowiada Alexandra Aja, twórca naprawdę udanych remake’ów filmów Wzgórza mają oczy i Pirania. (PP)
Ekranizacja prozy Stephena Kinga i horror podejmujący tematy bliźniacze do tegorocznego serialowego hitu Trzynastu powodów. W filmie De Palmy reakcją na licealne okrucieństwo, poniżenie, wyśmiewanie, brak wsparcia u rodziców nie jest samobójstwo, a zemsta dokonana za pomocą nadnaturalnych mocy. Carrie to popis aktorski obsady oraz reżyserski Briana De Palmy, który skrupulatnie buduje podwaliny pod niezapomniany finał ze słynną sceną maturalnego balu, która jest jedną z najlepszych eskalacji ekranowego terroru w historii kina. Pozycja obowiązkowa dla każdego widza chcącego znać najlepsze horrory w historii. (KS)
Droga Coś do statusu dzieła kultowego, podobnie jak wielu filmów gatunku, nie była łatwa. Rozgrywający się na Antarktydzie dreszczowiec opowiadający o starciu naukowców z tajemniczą, obcą formą życia, z początku spotkał się z dość, nomen omen, chłodnym przyjęciem widowni. Ba, świetny, minimalistyczny motyw muzyczny stworzony przez Ennio Moricone dostał nominację do Złotej Maliny. Na szczęście historia (przy nieocenionym wysiłku wydawnictw VHS), oddała Coś honory i dziś dzieło Carpentera należy do horrorowego kanonu. I nie bez przyczyny. Coś to film, w którym napięcie i atmosfera zagrożenia nie pozwalają puścić krawędzi fotela nawet na chwilę. John Carpenter po mistrzowsku łączy klasyczny, świetnie budowany suspens (słynna scena badania krwi drutem!) z rozważnym epatowaniem zaskakującą w formie przemocą (to z kolei dzięki świetnym jak na swoje czasy efektom specjalnym). Coś to także film, który pokazał światu, że Kurta Russela stać na dużo więcej niż twardzielska mina Snake’a Plisskena. (JL)
Końcówka lat 90 XX wieku i początek XXI to nie był dla amerykańskiego horroru dobry czas. Królowały nieudolne remaki, wtórny mainstreamowy gore, a próby wykrzesania czegokolwiek z „kosztowo przyjaznej” formuły found footage przekraczały kolejne poziomy żenady. Warto przypomnieć, że to wtedy powstało 6 nikomu niepotrzebnych sequeli Piły. Na szczęście, w latach ostatnich coś jakby drgnęło w świecie filmowych straszaków. Jak to często bywa, na ratunek przyszedł nieoceniony niezal. Tym oto prostym sposobem powstał, w mojej opinii, jednen z najlepszych horrorów ostatnich lat. Coś za mną chodzi to przypadek o tyle ciekawy, że choć pewnie nie wszystkich (choć znam i takich co jednak się bali) to jest filmem diabelnie przemyślanym i reżysersko konsekwentny. Poczynając od świetnej, tajemniczej wizji świata (współczesne dzieciaki w „starych” wnętrzaj i samochodach), przez absolutnie fenomenalnie zaplanowane kadry wymagające sporej uwagi, a na znakomitym soundtracku kończąc. Genialny w swej prostocie jest też zamysł na zjawę, która… hmm…no po prostu idzie. Ale czy proste metody nie bywają zwykle najlepsze? Ale to, moi drodzy, jest już temat na dużo dłuższą opowieść… (JL)
Najlepszy debiut ostatnich lat w gatunku, który musi trafiać do wszelakich zestawień prezentujących najlepsze horrory. Przykład doskonałego panowania nad filmową materią oraz skupienia na detalach, przez co w zagranicznych recenzjach pojawiały się porównania do takich reżyserskich sław jak Kubrick czy Bergman. Groza w filmie Roberta Eggersa wynika z narastającej paranoicznej atmosfery zrodzonej z stylu życia, wzajemnych podejrzeń i kumulującej się rozpaczy, która doprowadza purytańską rodzinę na skraj obłędu i sytuacji, gdy domownicy obracają się przeciw sobie. Nie należy zapominać również o show aktora zwierzęcego, demonicznej kozy nazywanej Czarnym Filipem. (KS)
Niepozorny film z 2003 roku, o którym zapewne mało kto słyszał. Dead End to krótka, ale fantastyczna opowieść o rodzinie, która jadąc na wigilijną kolację do teściów decyduje się skorzystać z drogi na skróty. Dalszego ciągu możecie się tylko domyślać: kobieta w bieli, tajemniczy czarny samochód bez kierowcy, wprowadzające w błąd znaki drogowe. W filmie nie znajdziecie takiej makabry jak chociażby w Drodze bez powrotu, ale strasznych i gwałtownych momentów nie brakuje, podobnie jak odrobiny humoru i dystansu. Jeden z moich ulubionych „małych” filmów, którym lubię zaskakiwać, kiedy ktoś pyta mnie o „dobry horror, którego jeszcze mogłem/mogłam nie widzieć”. (PP)
A teraz coś lżejszego, bo Dom w głębi lasu to nie tylko horror, ale przede wszystkim pastisz całego gatunku. Niczym kultowy Krzyk Wesa Cravena film doskonale bawi się motywami znanymi w kinie grozy od lat. Nie dajcie się nabrać na szkielet fabuły, gdzie grupa młodzików wyrusza do chatki w górach. Zabawa formą i konwencją to naprawdę świetna zabawa, a twórcy na każdym kroku chcą nas zaskoczyć swoją interpretacją jakiegoś wyświechtanego motywu. Dodajcie do tego sporo humoru, ale i krwi, a otrzymacie dzieło kultowe, o którym najwięksi fani gatunku będą rozmawiać jeszcze przez długie lata. (PP)
Surrealistyczne dzieło Adriana Lyne ma bardzo dobrą i spójną historię, która nieustannie zmusza widza do interpretacji tego co widzi, co w konsekwencji sprawia, że o drabinie jakubowa myślimy jeszcze na długo po seansie. Film przedstawia Jacoba Singera, weterana wojennego cierpiącego na stres pourazowy. Jacob opuścił pole bitwy, lecz największe koszmary czekają na niego poza nią, gdy w jego życiu zaczynają się pojawiać demony i potwory. Przerażający i unikalny, błyskotliwy i wymagający. Must-watch dla każdego kinomaniaka chcącego poznać najlepsze horrory w historii. (PLD)
chuje! nie ma 50 horrorów!
Brawo ty.
Shity
W tym roku było kilka fajnych premier, np. świeżutki „Doktor Sen”, czy też „Midsommar. W biały dzień”. Z nieco starszych polecam „Uciekaj”.