Godfall to połączenie slashera w stylu God of War czy Devil May Cry oraz looter shootera jak Borderlands. Twórcy nazywają go… looter slasherem, w którym jako rycerz upadającego zakonu mamy za zadanie ocalić świat przed zagładą. Wykreowana w grze rzeczywistość wpisuje się idealnie w tak zwane high fantasy, które pełne jest blasku i chwały bijącej z każdego możliwego elementu. Sterując jednym z członków wspomnianego stowarzyszenia, musimy powstrzymać rozrastający się chaos.
Zacznijmy od historii, która po pierwszej cut-scence wydaje się być bardzo wciągająca. Pojawia się antagonista Macros, absolutny chaos i przeciwstawiony im nasz bohater, który musi stawić im czoła. Orin, bo tak brzmi imię protagonisty opowieści, należy do zakonu, który od zawsze strzegł świat przed złem. Wspominany już oponent również do niego należał, jednak stał się szatanem. Wyrzekł się świętości w celu zdobycia ogromnej mocy i władzy. Co tu dłużej pisać – klasyka. Obawiam się niestety, że nie będę w stanie niczym zaskoczyć, bo to samo zrobił mi Godfall.
Godfall wśród najciekawszych dodatków był reklamowany hasłem Valorplaty, czyli zbroje z duszami. Wydaje mi się, że docelowo miało to zastąpić różnorodność jaką często dają klasy bohaterów w grach tego typu. Niemniej jednak nie zdecydowałem się na zmianę. Poziom, który jest absolutnie niedopracowany, nie wymagał ode mnie jakiejkolwiek interwencji w kwestii rynsztunku. Inną sprawą były bronie, którymi produkcja Counterplay jest przepełniona. Wiele z nich w zdecydowany sposób zmieniają bieg historii, a to niewątpliwy plus. Szkoda tylko, że system walki, którego animacje często zacinają się i w pewnym sensie powodują jedynie przesunięcia bohatera niczym rzeźby, jest niedopracowany. Bardzo długo nie mogłem sobie przypomnieć, gdzie widziałem coś podobnego. Teraz już wiem – był to Wiedźmin produkcji CD Projekt RED, który miał swoją premierę ponad dekadę temu. Absolutnie nie chodzi mi o element typu slash, chodzi bardziej o sam wygląd animacji oraz zaginający się obraz dookoła ostrza. Bez przedłużania spróbuje to podsumować. Grałem już w setki gier, które walką zaskoczyły mnie dużo bardziej, a ten system jest po prostu nudny i przestarzały. Ratują to wszystko pojedynki z niektórymi bossami, chociaż i Ci momentami zapomnieli, że powoli będą umierać i stoją w bezruchu.
Najgorsze jednak jest to, że poza zakończeniem nie odnalazłem w tej grze niczego interesującego. Przypomina to trochę tworzenie kolejnych i kolejnych sezonów seriali, rozciągając je niczym gumę w sami wiecie czym. Skondensowana dawka historii albo dobrze nabudowująca się fabuła. Godfall jednak najbardziej zaciekawia dwiema ostatni scenami, a wszystkie lokacje po drodze przypominają raczej jeden wielki budynek niż otwartą przestrzeń. Czułem się trochę jak na NASCAR’ze, tylko zamiast skręcać w lewo, cały czas szedłem prosto. Chociaż na wyścigach zawsze można podjąć inną decyzję – trzy razy w prawo albo zwyczajnie zawrócić.
Napiszę to co non stop przechodzi mi przez myśl. Gra pomimo, iż imponuje kolorami, światłami, grafiką to balansuje na granicy kiczu. Pod tym względem nazwałbym ją MMORPG po opłaceniu abonamentu na najwyższym poziomie. Niemniej jednak niezbyt oryginalnym, ale najlepszym elementem tej gry jest swego rodzaju uniwersum, które kreuje. Wydaje mi się, że cierpi ona na zerową ilość nowości, ponieważ twórcom zabrakło kilku miesięcy na rozbudowanie. Patrząc jednak z perspektywy czasu, 2020 przygasił potencjał wielu twórców. Pytanie pozostaje jedno – czy przymknąć pobłażliwie oko i czekać na następną część?
Moim zdaniem jak najbardziej tak. Kontynuacja historii z odpowiednim przygotowaniem mogłaby bardzo pozytywnie zaskoczyć. Stworzono bardzo ciekawy świat, ale należy skupić się na zachęceniu gracza do jego lepszego poznania i zwiedzenia. Czym? Fabułą oczywiście. Wspomniane zakończenie napawa sporym optymizmem, ale nie chce nikogo zachęcać do włączenia Godfall. W przypadku tej części miałem wrażenie, że studio nie przemyślało wielu elementów. Wszystkie wprowadzone nowości nie zostały odpowiednio zaimplementowane, co w efekcie sprawiło, że brakuje tutaj innowacyjności. W zasadzie kolejna, fantastycznie świecąca blaskiem chwały gra, która nie wniesie życia gracza niczego ciekawego. Życzę, aby bóg nie upadł kolejny raz.
Ilustracja wprowadzenia: Materiały promocyjne