Call of Duty: Black Ops Cold War – recenzja powrotu do podstaw serii

Zapowiedź Call of Duty: Black Ops Cold War spotkała się z bardzo dużą aprobatą wśród graczy. Zapowiadano huczny powrót serii Black Ops do korzeni, z których się wywodzi, a więc Zimnej Wojny. W przypadku poprzedniej odsłony serii taki powrót do głównych założeń cyklu w pełni się powiódł. Jak to jednak ma miejsce w przypadku najnowszej części kultowej strzelanki? Nie do końca tak jak być powinno, ale po kolei.

Zarys fabularny na pierwszy rzut oka może wydawać się trywialny. Ot USA skradziono atomówkę. Fakt sam w sobie jest już nieco przerażający, a dodając do tego okres Zimnej Wojny to zagłada nuklearna jest jedynie kwestią czasu. Tak więc, pojawiamy się my – gracze, wcielający się w agenta tajnych służb zachodu, który ściga niejakiego Perseusa, podejrzanego o dokonanie tego procederu. Brzmi jak typowy film bazujący na Zimnej Wojnie, jednak wykonanie i przedstawienie historii znacznie przerasta nawet niektóre hollywoodzkie produkcje.

Kampania fabularna jest po prostu świetna, trzyma w napięciu od samego początku. Nie ma co się dziwić – Call of Duty już od kilku odsłon przyzwyczaiło nas do ambitnych wątków fabularnych. Nie mniej jednak Cold War robi zdecydowanie krok na przód i przenosi rozgrywkę dla jednego gracza na zupełnie nowy poziom, w porównaniu do poprzednich serii. Misje rozgrywane w ramach kampanii są zróżnicowane jak nigdy dotąd. Podczas naszej pogoni za Preseusem przyjdzie nam nie tylko nawalać w przeciwników i oglądać pre-renderowane animacje, ale również uczestniczyć w misjach skrytobójczych, konspiracyjnych, czy też z liniami dialogowymi. Tak! Cold War wprowadza opcje dialogowe. Oczywiście nie ma co tutaj wymagać wpływu pokroju rasowych RPG z otwartym światem, jednak nasze wybory mogą pomóc nam często ukończyć daną misję w inny sposób. Bardzo miłe urozmaicenie.

Fot. mat. prasowe

Zobacz również: Red Dead Online – nowe DLC już dostępne wraz z solowym wydaniem gry

Kolejną nowością są misje rodem z Hitmana lub Splinter Cell. W ramach kampanii zostaniemy postawieni przed trudem konspiracji. Wcielimy się w rolę kreta, pozyskując kluczowe informacje i mordując kluczowych przeciwników. Nie zabrakło też misji robionych na cichacza. W grze dodano system chowania zwłok, a także otwierania wytrychem zamków. Całość umożliwiła stworzenie kampanii nie tylko wciągającej fabularnie, ale również rozgrywkowo. Grając w tryb dla pojedynczego gracza nie będziesz chciał się oderwać od monitora, bo albo będzie się dziać coś ciekawego, albo pojawi się nowa mechanika! Szkoda tylko że całość trwa bardzo krótko. Wprawiony gracz jest w stanie ukończyć grę przy jednym podejściu. Zajmuje ona zaledwie 5-6 godzin. Nie mniej jednak jest to solidne i świetne 5-6 godzin, które zdecydowanie warto ograć.

Przejdźmy do trybu sieciowego. Nie ma co ukrywać, że kampania fabularna w Call of Duty od dłuższego czasu stanowi jedynie miły dodatek. Taką wisienkę na torcie, która zawsze będzie smaczna, niezależnie czy z tortu wyszedł zakalec, a jest tak trochę w przypadku Cold War. Może nie od razu cały zakalec, ale raczej odnosi się wrażenie że miało się dostać piętrowy tort z bezami, a finalnie dano nam serniczek pokryty bitą śmietaną – niby dobre, bo serniczek zawsze spoko, ale nic szczególnego. Tak można opisać tryb sieciowy. Mamy tutaj solidny powrót do korzeni serii, tak solidny, że aż czuć miejscami regres względem poprzedniej serii. Mapy zostały znacząco uproszczone, a mechanika rozgrywki pozbawiona wielu przydatnych mechanik takich jak opieranie broni o bariery, czy niekonwencjonalne otwieranie drzwi. Sknocony został również system rozwoju broni. Oczywiście jest on rozbudowany i posiada całkiem sporo możliwości, nie mniej niemiłosiernie zwiększono wymagania co do odblokowywania kolejnych nowinek do naszych broni. W połączeniu z faktem, że nowinki te mają znacznie mniejszy wpływ na broń sprawia, że odblokowywanie i progresowanie rozwoju broni nie ma największego sensu, a już na pewno nie daje żadnej satysfakcji i radości.

Fot. mat. prasowe

Zobacz również: Doom Eternal – wiemy, kiedy będzie premiera na Nintendo Switch

Powrót do korzeni ma też swoje plusy. Prosta konstrukcja map, o której wspomniałem akapit wyżej sprawia, że ciężko natrafić na miejsce do campowania. Camperzy to zmora prawie każdej odsłony Call of Duty, a tutaj w końcu mamy szansę na pozbycie się tego problemu. Dodatkowo zrezygnowano z systemu promowania serii zabójstw, w zamian wprowadzono system, który nagradza nas dodatkowymi umiejętnościami w zamian za ogólne punkty zebrane podczas rozgrywki. Tak, taki system był już w Modern Warfare, ale tylko jako opcja, tutaj jest już standardem.

Call of Duty: Black Ops Cold War wydaje się na pierwszy rzut oka bardzo solidną grą, jednak bo dłuższej sesji zaczyna brakować w niej głębi. Absolutnie nie mówię tutaj o kampanii dla jednego gracza, a o trybie sieciowym. Powrót do korzeni w przypadku rozgrywki multiplayer jest tak znaczący, że aż pominięto świeżości i nowości wprowadzone w poprzedniej odsłonie. Jest to oczywiście świetne pole na przyszłe dodatki i rozszerzenia, bo w chwili obecnej nawet w trybie zombie idzie się wynudzić – posiada on tylko jedną mapę. Jeżeli miałeś przerwę w serii Call of Duty i ostatnie Modern Warfare jest ci obce, zapewne w Cold War będziesz się świetnie bawił. W przeciwnym razie, po przejściu wspaniałego signla, wrócisz do rozgrywki sieciowej z poprzedniej odsłony.

Ilustracja wprowadzenia: mat. prasowe

Zagorzały fan fantasy, szeroko pojętego gamingu oraz student w jednym.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zarejestruj się, jeśli nie masz konta Nie pamiętasz hasła?