Założenie fabularne jest dość proste. Tajemniczy jegomość w meloniku zamienia miejscami obie drużyny. Superman i spółka lądują na farmie, a w sam środek walki ze Starro włączeni zostają herosi z Czarnego Młota. Jeśli czytaliście serię Lemire’a, zapewne domyślacie się, że nic tu nie jest oczywiste, a za wszystkim stoi ktoś większy. Wszystko trąci tanim odcinaniem kuponów, próbą nabicia kieszeni na fanach obu teamów. Ale jest też przyjemna opowieść, głównie nastawiona na nieskomplikowane widowisko.
Jeff Lemire nie idzie w stronę osobistych rozterek, wręcz gra tym motywem w dość bezczelny sposób. Mamy więc przymusową izolację, śmierć jednego z herosów, nieumiejętność odnalezienia się w nowych realiach i ukrywanie swych tożsamości przed tubylcami. Wszystko to jednak ujęte jest w skondensowanym pakiecie, niezrozumiałym dla tych, którzy nie znają Czarnego Młota i w sposób pastiszujący pierwowzór.
Zderzenie oryginalnych postaci i tych nimi inspirowanych mogło skończyć się spektakularną kraksą. Lemire wykorzystał podobieństwa na swoją korzyść, zwłaszcza w przypadku Marsjan. Sympatycznie rozpisane są też pozostałe relacje, wszystko podane z lekkim humorem. Jeśli więc po Zegarze zagłady, skądinąd crossoverze DC z innym światem superbohaterów, czuliście ciężar powagi i mroku Strażników, to Czarny Młot/Liga Sprawiedliwości: Młot Sprawiedliwości stanowić będzie dobrą odskocznię.
Między rysunkami z Czarnego Młota a Ligą Sprawiedliwości runu Snydera (bo ten skład pojawia się w komiksie) jest przepaść. Nie tyle, co jakościowa, a stylistyczna. Dean Ormston nadał klimatu opowieści Lemire’a i nawet rysunki przedstawiające typowe superbohaterskie mordobicie były inne, niż do tego nawykliśmy. Miały w sobie pewną depresyjną nutkę, co wpisywało się w ogólną fabułę. Trudno powiedzieć to samo o planszach, na których nieprzerwanie jaśniejący chwałą Superman czy Wonder Woman pokonują narastające zagrożenia, gdzie bardziej styl Jima Cheunga czy Francisa Manapula wydaje się w sam raz, by to godnie ukazać. Michael Walsch odnalazł złoty środek. Nie sposób nie rozpoznać farmy, a przy atmosferze przymusowego pobytu na niej są też momenty superbohaterskich potyczek. Przy okazji tej historii powstało też kilka dobrych okładek alternatywnych.
Czarny Młot/Liga Sprawiedliwości: Młot Sprawiedliwości nie jest ani czymś typowym dla serii Lemire’a, ani kolejnym komiksem o supergrupie DC. To tylko i aż gratka dla fanów obu serii, z lekkim naciskiem na Czarny Młot. Zakończenie nie jest zamknięte i być może pojawi się kontynuacja, oczywiście nie wpływająca na osobne losy obu zespołów. Jeśli miałbym wybierać pomiędzy tym komiksem, a tytułami z występującymi tu grupami, to sięgnąłbym po te drugie. Lemire zachowuje równowagę, przynosząc sporo rozrywki, ale nie traktowałbym tego komiksu jako lektury obowiązkowej, tym bardziej, że świat Czarnego Młota wciąż się powiększa, a herosi DC mają jeszcze więcej do pokazania.
Tytuł oryginalny: Black Hammer/ Justice League: Hammer of Justice
Scenariusz: Jeff Lemire
Rysunki: Michaels Walsch
Tłumaczenie: Tomasz Sidorkiewicz
Wydawca: Egmont 2020
Liczba stron: 168
Ocena: 70/100