Noah Hawley od pewnego już czasu znajduje się na fali popularności. Ostatnio nie chodzi tylko o wspaniale odnowienie i przeniesienie do telewizji Fargo, ale także wybitnego Legionu, który wprowadził komiksowe ekranizacje w nieznane dotąd dla tego gatunku rejony. Grzechem byłoby nie przyjrzeć się trzeciej już serii na podstawie kultowego filmu braci Coen. Jak można się było spodziewać, wrażenia po pierwszym odcinku są ze wszech miar pozytywnie, choć koneserzy serialu stacji FX mogą raz czy dwa pokręcić nosem.
Po ciekawej – acz póki co niezbyt wiele nam mówiącej – scenie przesłuchania gdzieś w 1988 roku we wschodniej części Niemiec, przenosimy się do właściwej akcji. Minnesota, rok 2010. Bohaterami są dwaj niezwykle do siebie podobni bracia (obaj odgrywani przez Ewana McGregora) – Emmit i Ray. Pierwszy jest posiadającym własną firmę bogaczem, drugiego prześladuje pasmo życiowych klęsk, za które zresztą obwinia Emmita. Kochany braciszek miał go przed laty wykiwać w momencie dzielenia się spadkiem. Gdy Ray wiąże się z Nikki (Mary Elisabeth Winstead), piękną i niebezpieczną kryminalistką (której zresztą pechowy braciszek jest kuratorem), pragnie on odwrócić swój los.
Na wstępie warto zaznaczyć, że poetyka serii w żadnym stopniu nie ulega zmianie. Nadal oglądamy przepełniony groteską świat, w którym słabi ludzie padają ofiarami własnych przywar, a ci nieco poczciwsi próbują jakoś na to zareagować, nie zatracając się we wszechobecnej degrengoladzie. To kolejna partia słodko-gorzkiej noweli, gdzie zasady gry są względnie te same, tylko gracze się zmieniają. Nieodmiennie akcenty komediowe znajdują się tak blisko brutalnej stylistyki kryminału, jak tylko się da, a lwia część postaci jest tak uroczo przerysowana w swoich – dobrych i złych – postępkach, że nawet do „czarnych charakterów” czujemy pewną słabość. I choć pewne fabularne są już zgrane (uczciwie warto zaznaczyć, że celowo) i ci, którzy widzieli choć jeden z poprzednich sezonów, wiele wątków póki co przewidzą, nadal są to koncepcje prawie bezbłędne (do czego dojdziemy potem). Treść jest dzielnie wspierana przez oprawę audiowizualną, która w stosunku do pierwszej i drugiej serii przeszła znaczącą ewolucję. Widać, że po Legionie Hawley poszedł za ciosem, czyniąc owe elementy głównymi punktami narracji. Świetnie dobrana muzyka do kolejnych scen i pewne, nietuzinkowe prowadzenie kamery to niewątpliwe wisienki na torcie produkcji.
A teraz jednak trzeba co nieco ponarzekać (choć nie tylko). Czego by się nie powiedziało, kolejne sezony Fargo zawsze będą zestawiane z całością – mogą sobie być odrębną całością, ale nazwa zobowiązuje. Jeżeli więc na pierwszy rzut oka mielibyśmy wytypować coś, czego brakuje, na pewno wskazalibyśmy na bardziej nietuzinkowe postacie. Oczywiście 3. sezon w dalszym ciągu bawi nas specyficznym humorem wywołanym przez ciekawe osobowości. Jednak chwilami można odczuć pewne niezbyt przyjemne wrażenie, że w niemałym stopniu to nie sam zarys charakterów, ale efektowna otoczka jest tego główną przyczyną. I owszem, nie ma co zaprzeczać, że McGregor pokazuje swój aktorski pazur, Winstead tworzy intrygującą personę, a wejście Davida Thewlisa daje nadzieję na duchowego następcę Lorne’a Malvo (niezapomniany Billy Bob Thornton z 1. sezonu). Lekko rozczarowuje póki co ogólna powierzchowność tych postaci, które przy chłodnym spojrzeniu nie mają (jeszcze?) „tego czegoś”, co samo w sobie przyciągałoby do ekranu telewizora. Drugim mocniejszym zarzutem są gdzieniegdzie przesadzone wątki. Zgadza się, mamy do czynienia z kipiącym groteską produktem, ale pewne sceny (zwłaszcza akcja z końcówki) nawet jak na tę konwencję wywołują pewien niesmak.
Koniec końców miałem pewne problemy ze wstępną oceną tego sezonu. Bo choć w nowym Fargo jest bez liku znakomitych ujęć i ocierających się o geniusz aspektów – w żaden sposób nieustępującym poprzednim odsłonom – to charaktery wymagają sporego dopracowania. Twórcom zdarza się również od czasu do czasu przeszarżować. Cóż, miejmy nadzieję, że każdy kolejny epizod naprawi powyższe błędy, bo aż przykro ogląda się rysy w tak pięknie skomponowanym dziele.
Ilustracja wprowadzenia: materiały prasowe