Doktor Strange Jasona Aarona ocierał się o urban fantasy. Otoczenie siedziby maga było istotniejsze niż magiczne światy, a postać Zelmy jeszcze to uwydatniała. Historia z udziałem Bena Uricha, Kingpina i Spider-Woman kontynuuje ten trend. Dodajcie do tego Barona Mordo, jakby zawieszonego mentalnością w dawnych erach komiksu ze swym przerośniętym ego i dostaniecie zabawną, dynamiczną opowieść narysowaną między innymi przez Niko Henrichona. Trochę żal, że nie dostaliśmy czegoś z Defenders, którego skład inspirowany jest serialem.
Między aliansem Strange’a z Kingpinem a konkurencją z Lokim dostajemy dwie mniejsze historie. W pierwszej autorzy cofają się do ery, w której Stephen mówił pompatycznie i protekcjonalnie, a jego związek z Cleą i przyjaźń z Wongiem miały się całkiem nieźle. No i mamy też demoniczną dziewczynkę, która współcześnie zdaje się kopią Ramony Flowers. Kolejna opowieść przenosi nas do podziemi Queens, gdzie mistrz i uczennica podejmują się wyzwania uwolnienia dusz pradawnych magów. Tu ukłony dla Johna Barbera i artystów odpowiadających za ilustracje retrospekcji. Czuć w nich ducha Steve’a Ditko, którego alternatywna okładka pojawia się zresztą w tym tomie.
Cates ciekawie też podszedł do kwestii Lokiego. Brat Thora zmienił się w ostatnich latach, stając się z teatralnego łotra postacią wielowymiarową, której da się kibicować. W wyniku niefortunnej dla Strange’a decyzji, tytuł Mistrza Magii zmienia właściciela właśnie na boga kłamstw. Doktor zaś wraca do swej profesji z nieco inną specjalizacją, gdzieś w głębi duszy pragnąc odzyskać swą pozycję. Frustracja i przykra strata osobista doprowadzają maga do czynów ryzykownych, wśród których wymienić można przywrócenie do służby niestabilnego psychicznie herosa z mocą równą Supermanowi i odwiedziny w Asgardzie. Wszystko sportretowane przez Gabriela Hernandeza Waltę.
Znamienną cechą runu Aarona były rysunki Chrisa Bachalo. Doktor Strange stracił w nich co prawda na majestacie, ale zyskał o wiele więcej. Stał się bardziej ludzki i nawet jeśli po utraceniu magii nadal był w stanie dokonywać cudów, to rozczochrane włosy i broda w nieładzie zbliżyły go do śmiertelników. Artyści tu zgromadzeni nie próbują powracać do dawnego wizerunku, nawet w momentach, gdy pojawia się charakterystyczny płaszcz Strange’a. Mamy plugawe, robalowate bestie, widowiskowe zaklęcia oraz dużo magii i miasta. Jedynie wspomniane powroty do przeszłości to klasyka, ale jakże dobra.
Doktor Strange tom 3 łączy okres Marvel NOW! 2.0 i Marvel Legacy. Nie dochodzi jednak do drastycznych zmian, więc Catesowi i spółce udaje się utrzymać poprzeczkę zawieszoną przez Aarona. Dialogi pełne ironii i humoru łączą się z poważniejszymi kwestiami, przemilczanymi przez lata historii maga, a jego działalność magiczna nie jest już tak toporną abrakadabrą z wymyślnymi nazwami zaklęć. Po prostu solidna porcja miejskiego fantasy ze sznytem superbohaterskim. To jednak nie koniec, bo czeka nas jeszcze jeden tom, lecz jego zawartość, oprócz tego, że będzie zawierał historię Damnation, jest tajemnicą. A kto wie? Może później, po nadal świeżej serii z Doktorem Strange’em dostaniemy coś z klasyki? Skoro na rynku pojawił się klasyk z pracami Jacka Kirby’ego, to czy przyjdzie czas na Steve’a Ditko?
Tytuł oryginalny: Doctor Strange Vol. 5: Secret Empire, Doctor Strange Vol 1: God of Magic
Scenariusz: Donny Cates, John Barber, Dennis Hopeless
Rysunki: Niko Henrichon, Gabriel Hernandez Walta, John Barber, Kevin Nowlan i inni
Tłumaczenie: Marceli Szpak
Wydawca: Egmont 2020
Liczba stron: 256
Ocena: 85/100