Wszystko zaczyna się od wygnanego z Brytanii wampira, który nie umiał pohamować swego głodu. Mężczyzna zostaje wysłany do Indii, nad którymi w 1766 wisiał cień głodnego nowych ziem Albionu, a one same wydawały się dla niego idealnym łowiskiem. Niespodziewana dekapitacja kończy nieśmiertelność krwiopijcy, co rozognia przy okazji konflikt na politycznym szczeblu. Kto jest mordercą i jakie były motywy?
Ubić wampira bez odpowiedniego ekwipunku nie jest łatwo. Chyba że jest się bestią z hinduskiej mitologii, dla której europejski krwiopijca jest łatwy do złamania jak wysuszona gałązka. Polecam tu zagłębić się w hinduizm i przede wszystkim dowiedzieć się więcej o Rakszasach. Ram V wprawdzie z pewnym romantycznym zacięciem podchodzi do tych skądinąd potężnych istot, ale wychodzi to komiksowi na dobre. Dostajemy troszkę tożsamościowych sporów o człowieczeństwo, piękną opowieść romantyczną i wiele więcej. Jest jednak jedno „ale”…
Największą wadą i zarazem największą zaletą Dzikiego Lądu jest to, że nie da się go łatwo zdefiniować. Ram V świetnie radzi sobie z nastrojem grozy, dusznej niczym u Conrada. Elementy nadprzyrodzone są znajome, ale zdają się skrywać mroczną głębię. Do tego dochodzi wątek romantyczny. Poetycka miłość Biszana i Kori to rozwinięcie opowieści o pięknej i bestii ze szczyptą mroku. Wisienką na torcie jest tło historyczne. Będąca de facto odpowiednikiem współczesnej korporacji Brytyjska Kompania Wschodnioindyjska i jej wojna z indyjskimi możnowładcami jest istotną częścią fabuły, przeplatając się i będąc zależną od poczynań bohaterów, ale nie dominuje jej całkowicie. Aby jednak wszystko wybrzmiało w pełni, przydałoby się nieco więcej miejsca. Ram V pędzi przed siebie i pozostawia potężny niedosyt, choć szczęśliwie brak tu luk fabularnych i niespójności, a cała narracja ma swój klimat.
Oryginalne wyobrażenia bóstw i im podobnych oraz ich współczesny obraz znacznie się różnią. Obecnie Thor, Amaterasu czy Swaróg to potęgi o groźnych obliczach, podczas gdy na dawnych malunkach bywało różnie. Ktoś powie – inna estetyka i mentalność. Poza tym wówczas autentycznie wierzono między innymi w obecnego członka Avengers. Nie inaczej jest z tutejszym Rakszasem. Nawet w swej pełnej formie to akceptowalny optycznie stwór, który świetnie odnalazłby się w towarzystwie Hulka czy Stwora. Pierwotnie bywało różnie i pokracznie. Ale dość o nim. Sumit Kumar tworzy ciężką, orientalną atmosferę, miejscami kojarzącą mi się nawet z twórczością Josepha Conrada. Odpowiadający za kolory Vittotio Astone świetnie uzupełnia półmrok i niepewną atmosferę określonymi barwami. Jest mocna kolorystyka kojarzona z Indiami, ale dużo miejsca zajmują ciemniejsze tony.
Wydawnictwo Lost in Time debiutowało ciekawym komiksem. Dziki Ląd to coś więcej niż zwykłe czytadło, ale mniej niż komiksowy sztos. Pozycja godna poznania, ale ciężka do uczciwego umieszczenia w kanonie. Jest za to idealna dla miłośników wszelakiej mitologii i historii. Wydawca na pewno zwrócił moją uwagę i obok kolejnej pozycji z ich oferty nie przejdę obojętnie. Czy może stanowić konkurencję dla lorda hegemona Egmonta i innych? Jeśli znajdzie swoją niszę i czytelnika, to z pewnością dostaniemy sporo dobrej literatury i tego im życzę.
Tytuł oryginalny: These Wild Shores
Scenariusz: Ram V
Rysunki: Sumit Kumar
Tłumaczenie: Jacek Żuławnik
Wydawca: Wydawnictwo Lost in Time 2020
Liczba stron: 176
Ocena: 75/100