Przed meksykańskim społeczeństwem wydarzenie bez precendensu. Prezydencka para po raz pierwszy może stanąć przed sądem w sprawie rozwodowej. Od razu nie podoba się to ojcu Pierwszej Damy, który traci wiele wpływów. Prezydent jedzie więc do hotelu, aby jeszcze raz spróbować przekonać swą małżonkę, iż pomysł nie jest słuszny. Ale to nie jest zwykła rozmowa. Tu puszczają emocje, leje się krew, a wszystko kończy się w sposób taki, że wszelkie służby w mieście trzeba postawić w stan gotowości. To wiadomości? Nie. Kontynuacja Londynu w Ogniu? Też nie. To tylko nowa propozycja od Netflixa, rodem ze wspomnianego właśnie Meksyku. Oto Nieposkromiona.
Zobacz również: Amerykańscy bogowie na plakatach!
Na serial trafiłem zupełnie przypadkiem, po prostu przeglądając bibliotekę nowości serwisu i zaintrygowany opisem zacząłem oglądać. Zwiastował on mocno obyczajowe political fiction, w którym zdesperowana kobieta będzie chciała uwolnić się od swojego męża, jakaś gra uczuć, tego typu sprawy. I po świetnej czołówce rzeczywiście tak się zaczyna, jednak potem bardzo szybko serial zmienia się o 180 stopni. Robi się z tego kobieca wersja Ściganego. W dodatku z dobrze wyszkoloną bohaterką.
Jednak mimo tego typu tematyki, nie jest to serial, który gna z akcją na złamanie karku. Tempo ma bowiem bardzo nierówne. Kate del Castillo, grająca główną rolę, ucieka tutaj w pierwszych dwóch odcinkach, a gdy znajduje już dość bezpieczne schronienie, napięcie mocno siada, a serial oferuje nam więcej aspektów ekspozycyjnych. I choć historię przedstawia interesującą, to jednak mógł lepiej rozłożyć akcenty. Mógł też podarować sobię także wstawkę w pierwszym odcinku, przedstawiającą lecący samolot. Nic nie wniosła, a efektami przeniosła nas w lata 90.
Zobacz również: Kraina bezprawia – przebojowy schemat, czyli formuła współczesnych serialowych hitów
Intryga oczywiście ma drugie dno. I odkrywanie go to największa przyjemność, jaka płynie z oglądania tej produkcji. Wszystko przez bardzo barwny drugi plan, od prezydenta, po jego sekretarza i szefową kancelarii, zdecydowanie najciekawszą postać tego serialu, którą gra kojarzona z Sense8 Erendira Ibarra. To ona będzie pewnie jedną z pociągających za sznurki, a intryguje już od samego początku. Jednak to zawłaszczenie przez nią ekranu ma także swoje słabsze strony.
Wszystko dlatego, że show powinna kraść Kate del Castillo, grająca główną rolę. Powinna, a nie kradnie. No bo sorry, Jack Bauer to to nie jest, a i porównując ją do wielu innych bohaterów podobnych produkcji, jej charyzmy nieco brakuje. Na początku, podczas pierwszej w serialu kłótni z mężem wypada świetnie, jednak im dalej w las, tym bardziej rola wymyka jej się spod kontroli. Z początku podczas ucieczki po prostu idzie miastem, chowając twarz, a my ją śledzimy, bez większych emocji, które wracają dopiero w czwartym odcinku. Nie będę mówił w jakim momencie, bo byłby to już spory spoiler, a nie wydaje mi się, żeby dużo osób ten serial jak do tej pory oglądało.
Zobacz również: Detektyw – rozpoczęto prace nad trzecim sezonem
Nie brakuje tu także rzuconego, jak to coraz częściej w dzisiejszych czasach bywa, wątku LGBT związanego z córką naszej prezydenckiej pary. Rzucono to znikąd, ale jeszcze nie czas na ostateczne oceny, bo serial ma u mnie jeszcze jedenaście odcinków na wyjaśnienia. I to najbardziej napawa mnie optymizmem przed dalszym oglądaniem. To, że śledzę jak do tej pory niezły serial, który z każdym odcinkiem się nieco poprawia, oraz dodaje więcej pytań. Intryga wciąga, choć niekoniecznie tam, gdzie miała najbardziej. Jednak zupełnie przypadkiem trafiłem na dobry serial, z którym w najbliższym czasie spędzę jeszcze kilka godzin. I oczywiście podzielę się także ostatecznymi wrażeniami.
ilustracja wprowadzenia: Netflix