Czarno na białym – recenzja filmu Mélanie Laurent Oddychaj

Po trzech latach od czasu doskonałych „Adoptowanych” Mélanie Laurent powraca jako reżyserka dramatu ponownie opowiadającego o skomplikowanej relacji dwóch kobiet. Tym razem nie są to jednak siostry, na drodze których staje mężczyzna, ale młode dziewczyny, na drodze których staje… przyjaźń. Bo to właśnie coraz silniejsza, toksyczna więź między nimi ostatecznie doprowadza do tragedii.

Choć związek jej rodziców przechodzi – najwyraźniej nie po raz pierwszy – kryzys, Charlie (Joséphine Japy) wiedzie raczej spokojne życie. Ma grono znajomych, wieloletnią przyjaciółkę, dobre stopnie. Pewnego dnia w jej szkole pojawia się charyzmatyczna, zbuntowana Sarah (Lou de Laâge) – od razu wkupuje się w łaski klasy, ale to uwagę głównej bohaterki przykuwa najbardziej. Dotychczasowe, normalne, zdrowe relacje z rówieśnikami przestają wystarczać – nowoprzybyła do maturalnej klasy dziewczyna zaczyna coraz bardziej ją interesować. 
 
Sarah jest nie tylko śmielsza, niż Charlie. Jest także o wiele bardziej obyta w świecie, doświadczona. W końcu jej matka pracuje w organizacji humanitarnej, więc przez ostatnie cztery lata mieszkały w Nigerii. Dziewczyna wróciła do Francji i zamieszkała u ciotki, aby tutaj przystąpić do matury. Już pierwszego dnia, w drodze ze szkoły, opowiada bardzo istotną, wręcz proroczą dla rozwoju fabuły historię o randce z pewnym kompulsywnym kłamcą i mitomanem, który twierdził, że jest spokrewniony z Michaelem Jacksonem i sam ma grono wiernych fanów. „To chore”, kwituje anegdotę Charlie. „Takie jest życie”, nonszalancko odpowiada Sarah. 
 
 
Przez kolejne tygodnie dziewczęta zżywają się ze sobą na tyle, że wyjeżdżają razem na ferie do krewnych Charlie – tam wychodzi na jaw, jak źle Sarah znosi wszelkie przeszkody na drodze do bycia w samym centrum uwagi. Staje się opryskliwa, nieprzyjemna i za wszelką cenę próbuje wynagrodzić sobie to, co nie poszło po jej myśli. Vanessa (Isabelle Carréulega co prawda urokowi znajomej córki, ale już ciotka zauważa, że Sarah „wcale nie jest taka świetna”. 
 
Po powrocie do szkoły i Charlie zaczyna to dostrzegać. Za swoją spostrzegawczość zostaje natychmiast zaatakowana, a następnie zmanipulowana tak, że czuje się winna i prosi o wybaczenie. O kwestię wybaczenia pyta także własną matkę, bo nie może zrozumieć, dlaczego ta ciągle odpuszcza winy jej ojcu. Jak mówi Vanessa, nie potrafi inaczej. Choć Sarah przystępuje do sukcesywnego wyniszczania „przyjaciółki” psychicznie, posługując się rozmaitymi narzędziami, ona także nie potrafi inaczej. Nie potrafi też przyjąć pomocy prawdziwych, próbujących się o nią zatroszczyć, przyjaciół. Upokorzenie, poczucie odrzucenia, zdrady i osamotnienia nawarstwiają się do tego stopnia, że w pewnym momencie cierpiącej na astmę Charlie dosłownie i w przenośni coraz trudniej jest oddychać.
 
Zarówno Jape, jak i de Laâge bardzo dobrze sprostały swoim aktorskim zadaniom. Pierwsza przekonująco portretuje dziewczynę, która radzi sobie z własnymi problemami, dopóki ich przyczyną nie zaczyna być mściwa przyjaciółka. Druga jeszcze bardziej przekonująco portretuje dziewczynę, która metodę na własne problemy znalazła w konsekwentnym kreowaniu swojego wizerunku – dopóki otoczenie współpracuje z nią w tworzeniu tej wizji, nie pokazuje ona pazurów. Obydwie radzą sobie zarówno solo, jak i w duecie; w chwilach beztroski, zażyłości, pęknięć i kryzysów. Szkoła nie jest tu sceną błahych konfliktów nastolatków z buzującymi hormonami, tylko ringiem, na którym wielokrotnie dochodzi do bezlitosnych, psychicznych nokautów. 
 
Swoje reżyserskie zdolności Laurent ujawniła już we wspomnianych, i gorąco polecanych, „Adoptowanych”. W „Oddychaj” niepotrzebnie tak wiele rzeczy podaje widzowi na tacy. Na lekcji poprzedzającej pojawienie się Sarah poruszany jest temat tłumionych namiętności; po powrocie z ferii Charlie ćwiczy w pokoju, co powie przyjaciółce, gdy spotkają się w szkole i używa słów „czasem byłaś dziwna, a ja się trochę bałam”, choć cały szereg drobnych incydentów, mających miejsce w czasie wyjazdu, wystarczająco dobrze zarysowuje tę sytuację i naprawdę nie trzeba jej nazywać wprost. Niedługo potem na biologii uczniowie słuchają o pasożytniczych owadach wysysających życie ze swej ofiary – wiadomo, kto stanie się tą właśnie ofiarą i rzeczywiście, szykany wkraczają na scenę niczym zapowiedziane przez konferansjera. Analogia pomiędzy stosunkiem matki Charlie do jej ojca, a stosunkiem Charlie do swojej przyjaciółki także jest wystarczająco czytelna, aby nie musieć być podkreślaną poprzez dialog.
 
Oczywiście, temat jest ważny i równie ważne jest, aby go zrozumieć, ale naszpicowanie filmu drogowskazami, tabliczkami objaśniającymi i wskazówkami, odebrało możliwość samodzielnego – bardziej satysfakcjonującego – zinterpretowania tego, co Laurent chciała przekazać. 
 
https://www.youtube.com/watch?v=EfdnDIXpjFg

Dziennikarz

Studentka czwartego roku Tekstów Kultury UJ.
Ze świata literatury najbardziej lubi powieści, ze świata muzyki - folk, ze świata kina - (melo)dramaty oraz indie. I Madsa Mikkelsena, oczywiście.

Więcej informacji o
,

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zarejestruj się, jeśli nie masz konta Nie pamiętasz hasła?