Klasyczne kino szpiegowskie rodem z lat 70. bez wątpienia jest coraz rzadziej spotykane na rzecz wysokooktanowych „akcyjniaków” – to dziś w świecie filmu tak oczywiste, jak kolejne zmiany planów dotyczące tworzonego przez Warner Bros. uniwersum DC. Dlatego ciekawie jest, gdy od czasu do czasu mamy wyjątek i otrzymujemy dzieła bezpośrednio nawiązujące do dawnej stylistyki. Do takich z pewnością należą Cienie – belgijsko-francuska produkcja Thomasa Kruithofa.
Bohaterem jest Duval (François Cluzet), który w swojej ostatniej pracy przeżył straszliwą traumę wywołaną stresem i nadużywaniem alkoholu. Po odwyku długo miota się, bezskutecznie szukając pracy. Wreszcie otrzymuje zaskakująco dobrze płatne zajęcie polegające na spisywaniu na maszynie do pisania podsłuchanych rozmów telefonicznych. Szybko okazuje się, że wysoka gaża to jedyny pozytyw tego zajęcia.
Jeżeli ktoś pomyliłby sale kinowe i zabłądził właśnie tam, gdzie odtwarzany jest film, prędko zorientowałby się, że coś jest nie tak. Jeżeli nie wskutek dostrzeżenia od pierwszych minut Cluzeta, to już na pewno specyficznego nastroju. Tym, co wyróżnia Cienie na tle innych pozycji, jest niespotykany stan ciągłego napięcia, w jakim utrzymują nas twórcy. Wczuwamy się dzięki temu w ponury, paranoiczny umysł Duvala, tak jakbyśmy byli do niego niejako podłączeni. To jedna z najmocniejszych cech dzieła Kruithofa, ponieważ bez nich mielibyśmy do czynienia z mimo wszystko dosyć przeciętną produkcją o do bólu ogranym koncepcie. Cóż jest naprawdę interesującego w kolejnej historii o outsiderze, któremu trafia się niespodziewana szansa na powrót do normalnego życia (co oczywiście w rzeczywistości nie wygląda tak różowo, itp., itd.)? Cienie to przedstawiciel filmów tak naprawdę urzekających przedstawieniem fabuły, a nie fabułą samą w sobie. Kruithof roztacza gęsty, nieprzyjemny klimat angażujący widza, a momentami wręcz sprawiający, że sam czuje się nieswojo – i to zarówno wtedy, gdy Duval gorączkowo szuka właściwych danych z notesów, jak i gdy przysłuchuje się rozmowie na najwyższych szczeblach władzy. Jest jeszcze w istocie sprytne zawiązanie akcji w finałowych aktach – najmocniejsza strona samego scenariusza – acz nie robiłoby to takiego wrażenia, gdyby nie wspomniany klimat.
Zobacz również: Captain Fantastic – recenzja filmu z Viggo Mortensenem
Oczywiście nie jest to jedyny fundament, na którym opierają się mocne strony tego kameralnego widowiska. Prym wiedzie, rzecz jasna, największa gwiazda Cieni. François Cluzet to aktor znany przede wszystkim z kultowej już wręcz francuskiej komedii Nietykalni, lecz spośród bardziej znanych filmów wielu może go pamiętać także z adaptacji powieści Nie mów nikomu z 2006 roku. W thrillerze o zacięciu psychologicznym mógł bardziej wyeksponować swój talent dramatyczny. Cienie jeszcze mocniej pokazują, że Cluzet znakomicie znajduje się w rolach, które wymagają od niego wzięcia na siebie lwiej części ciężaru. W końcu od początku do końca jesteśmy praktycznie sprzężeni z Duvalem i jego emocjami – gdyby nie główny odtwórca, z pewnością nie byłoby takiego efektu. Większość pozostałych aktorów także daje radę. Przede wszystkim znakomicie spełniają powierzone im role. Szczególnie mowa o głównych uczestnikach sieci spisków, w której przypadkowo znalazł się Duval. Od początku wzbudzają co najmniej niepokój. Tajemniczy współpracownik Gerfaut (Simon Abkarian), tajemniczy pracodawca Clément (magnetyczny Denis Podalydès) czy ktokolwiek, kto nie jest przypadkowo spotkanym osobnikiem – każdy zdaje się grać we własną grę i na dłuższą metę jest równie niebezpieczny dla samego Duvala. Kompletnie niepotrzebna jest natomiast napotkana na sesji AA Sara (Alba Rohrwacher). Jej postać może i jest dobrze zagrana, ale nie wnosi absolutnie nic do historii, a potem na dobrą sprawę jest już tylko środkiem do zawiązania akcji (który z łatwością dałoby się zastąpić czymś innym).
Cienie nie są w żadnym razie dziełem nowatorskim – i nawet nie próbują do czegoś takiego pretendować. Od samego startu aż do ciekawego finału wiemy, co Kruithof i spółka chcą nam sprezentować – klimatyczną podróż do paranoicznego, nieznanego przez większość społeczeństwa świata walk podjazdowych tajnych agentów, a wszystko to okraszone naprawdę dobrym aktorstwem. Dla tęskniących do tego wymierającego gatunku i zmęczonych obecnymi trendami jest to pozycja warta do zaliczenia.