Patience Lee po służbie na Bliskim Wschodzie wraca do domu. Rodzina wita ją z entuzjazmem, a przynajmniej jej część. Mąż naszej bohaterki czmychnął ku przygodzie, oczywiście z nową kobietą. Pozostawił ją z dzieciakami i bez pieniędzy, które zresztą sama wywalczyła. Imię bohaterki jest jednak adekwatne do jej osobowości i cierpliwie nie poddaje się ona losowi. Zdobywa pracę, opiekuje się swoją rodziną, kształci się, a w dodatku zaczyna superbohaterską działalność. Choć słowo „superbohater” jakoś nie pasuje mi do jej aktywności…
Dave Lizewski był typem geeka, który w pewnym momencie przywdział strój herosa. Z założenia i we własnym mniemaniu był superbohaterem. Patience, niebędąca szesnastolatkiem zafascynowanym komiksami, która na dodatek ma na głowie ogrom problemów życia dorosłego, przywdziewa kombinezon Kick-Assa z innych pobudek. Duch walki pozostał silny w pani sierżant i tępi ona lokalną bandyterkę, posuwając się do metod, które może nie są tak radykalne, jak te Punishera, ale dalekie są od pouczających łupni okładkowych superludzi. Oczywiście dochodzi też kwestia wyszkolenia. Sierżant Lee wyniosła doświadczenie z pola walki z realnym, śmiertelnym przeciwnikiem. Lizewski początkowo zbierał cięgi, a jego wiedza bojowa zaczerpnięta była z mało profesjonalnych źródeł. I chyba to porównanie najlepiej oddaje różnice między pierwszym i drugim użytkownikiem tytułowego pseudonimu.
Jeszcze kilka słów o Patience, bo to ona stanowi rdzeń Kick-Ass: Nowa. Poza nocnymi eskapadami jest siłaczką w pełni tego słowa znaczeniu. Emanuje wręcz damską siłą i nawet gangsterzy wydają się przy niej przerośniętymi chłopcami. Nie wspominając o jej mężu, stanowiącym pewien archetyp męskiej pierdoły i tchórza. Jedyne, co nieco kuleje, to antagoniści. Spośród galerii kilku poważniejszych wrogów Lee nie zapamiętałem nikogo, kto dorównywałby jej charakterem. Nie mam tu na myśli siły ognia, a tego „czegoś”. Millar miewa problemy z czarnymi charakterami, lecz tu na szczęście ich nadmierna ekspozycja mogłaby zaburzyć pozycję głównej bohaterki.
Podobnie jak w poprzednich tomach, tak i w tym nie wyobrażam sobie historii Millara bez rysunków Romity Jra. Klimaty miejskiej przestępczości to zdecydowanie najmocniejsza strona tego charakterystycznego rysownika. Nawet jeśli dostrzegasz tylko wady w jego pracach, to w Kick-Ass: Nowa nie natkniesz się na uproszczenia i babole, które czasami niestety mu się zdarzają. Miejskie i podmiejskie krwawe rozrachunki z kryminalistami są wypełnione posoką, a w wykonaniu JRJR-a ma ona dość charakterystyczny smaczek. Właściwie całość zmagań bohaterki, wliczając to jej cywilne życie, prezentuje się nader przekonująco. Przypominają mi czasy współpracy rysownika ze Straczyńskim przy Amazing Spider-Man. Nie ukrywam, że za takim Romitą Młodszym tęskniłem.
Kick-Ass: Nowa, podobnie jak poprzednie części, to tytuł zbudowany na rusztowaniu realistycznego superbohaterstwa. Millarowi udało się wycisnąć z tego to, co najlepsze, gdzieś tam jednak zachował opar tego, co znamy z klasyki gatunku z trykotami. Po Lizewskim przyszedł czas na nową, zupełnie odmienną postać. Patience Lee odnalazłaby się świetnie w Hell’s Kitchen Marvela czy Gotham, zwłaszcza biorąc pod uwagę finał historii. Dalsze losy bohaterki prowadzone są przez Steve’a Nilesa i Marcelo Frusina, ale dla mnie to duet Millar/Romita Jr. jest niezastąpiony. Millar to kopalnia pomysłów i to w większości naprawdę dobrych, a jego Kick-Ass zdaje się być marką, która jeszcze powróci i to w równie niespodziewanym wydaniu, co ten album.
Tytuł oryginalny: Kick-Ass: New Girl
Scenariusz: Mark Millar
Rysunki: John Romita Jr.
Tłumaczenie: Robert Lipski
Wydawca: Mucha Comics 2020
Liczba stron: 160
Ocena: 80/100