W kopenhaskim kanale Nyhavn zdążyło już upłynąć nieco wody, odkąd po raz ostatni Lars von Trier uraczył nas swą słynną szkołą filmową, nieprawdaż? Ostatnim dziełem kontrowersyjnego reżysera była bowiem Nimfomanka, a ukazała się ona już bagatela ponad 4 lata temu. Szmat czasu zarówno dla miłośników niepoprawnie intrygującego stylu Duńczyka, jak i dla jego zawziętych krytyków. Z tego też powodu oczekiwania oraz nadzieje względem najnowszej produkcji pod tytułem The House That Jack Built sięgają zenitu, a znając zamiłowanie twórcy do szumnego promowania swych dokonań, możecie być pewni, iż nie przeoczycie dnia jej premiery. Jednak niezależnie od faktu, czy jest wam w smak takowy image von Triera, czy raczej stronicie od jego „artystycznie pretensjonalnych wypocin”, to jedno musicie przyznać – bez niego świat byłby nudny! A przynajmniej znacznie nudniejszy niż jest obecnie. I właśnie dlatego powinna zainteresować was, ba, zaboleć was informacja, jakoby twórca postanowił zawiesić swój beret reżyserski na kołku i zająć się wypasaniem owiec … A nie, to na Wyspach Owczych wypasa się owce. Mniejsza – w końcu kraj ten jest terytorium zależnym Danii, więc w każdej chwili może wsiąść na statek i tam popłynąć … Tak czy owak, von Trier wyraźnie zastanawia się nad swoją przyszłością, o czym w dosadny sposób poinformował podczas konferencji prasowej na planie produkcji:
Czuję się jak g*wno. Robię się strasznie niecierpliwy, ogarnia mnie niewytłumaczalna trwoga. Chyba jestem już na to za stary … Zwykła praca na planie i poruszanie się wśród tych wszystkich aktorów – nawet jeśli są naprawdę dobrymi ludźmi – jest dla mnie nie lada wysiłkiem. Nie wydaje mi się, abym mógł coś jeszcze nakręcić.
Zobacz również: Brie Larson boi się przyznać do bojkotu Caseya Afflecka
Z zachowaniem stosownego dystansu należy jednak uznać, że kto jak kto, ale von Trier może akurat narzekać na znużenie pracą. Produkcja The House That Jack Built trwa już od niemal 12 lat, a jak sam reżyser przyznaje, będzie to niesłychanie obrazowa (graficzna jak kto woli) opowieść – nawet jak na jego standardy. Niemniej jednak historia, nawet nie tak odległa, nauczyła nas, iż filmowcy nie potrafią żyć bez filmu i bez tej codziennej krzątaniny na planie filmowym. Nie tak dawno powrót z „kinematograficznych zaświatów” ogłosił Hayao Miyazaki, a przed rokiem podobny come back urządził sobie Steven Soderbergh. Czas zatem pokaże, czy Lars von Trier gra pod publiczkę, miał gorszy dzień, czy rzeczywiście zastanawia się nad zmianą profesji. My natomiast czekamy na premierę wspominanego tu wielokrotnie The House That Jack Built, która powinna odbyć się wraz z otwarciem festiwalu w Cannes w 2018 roku.
A no i żart o Hitlerze:
https://www.youtube.com/watch?v=LayW8aq4GLw
Źródło: indiewire.com / Ilustracja wprowadzenia: materiały prasowe