Jeśli już stwierdziłem, że moja opinia nie jest do końca potrzebna nikomu poza mną samym, mogę ją wydać. Wszystko w tym przypadku zależy bowiem od poruszenia. Jak bardzo utożsamimy się z poruszanym tematem i jak wielkie emocję on w nas wywoła. A wywołać może różne i to naprawdę skrajne. Mam nadzieję, że Zabawa w chowanego sprawi, że dużej ilości ludzi zechce się nad tematem pochylić. Nie uruchomić krzykaczy jednej strony, zdolnych wręcz to samosądu, czy drugiej, która wystrzeli z bezsensownym argumentem, że takie zjawiska są wszędzie i regularnie przymykającym oko.
Jeśli spojrzeć na wszystko od strony filmowej, wydaje mi się, że Sekielscy są tym razem konkretniejsi. W krótszym niż pierwszy filmie zawierają więcej skierowanej pod konkretne tezy treści. Tutaj jest mniej pytań, a więcej dowodów, zarówno szkód, jak i bezkarności oprawców. To sprawia, że film poruszył mnie bardziej, niż poprzednie Tylko nie mów nikomu. Skłonił również do głębszej refleksji nad tym, co właściwie jest istotą tego dokumentu, jak i przytaczanych przez niego problemów. A leży ona według mnie nawet głębiej niż w strasznych czynach bezkarnych bohaterów dokumentu.
Podążanie za ofiarami w ich drodze do prawdy i choć częściowego rozliczenia jest najbardziej sugestywnym sposobem działania. Nie ulega to żadnej wątpliwości. Dlatego też Sekielscy drugi już raz to robią. Pochylają się nie tylko nad suchymi faktami i dowodami, ale także, kiedy trzeba, wsiadają w samochód i sprawdzają, jak wypadną konfrontacje. Tak w Tylko nie mów nikomu, jak i tu, są one zdecydowanie najmocniejszymi momentami. Ich siła przekazu tkwi nie w gniewie, a w beznadziei. Ofiara może stanąć przed oprawcą, ale jest bezsilna. Dlatego też to tak boli.
Równie jak te sceny, dołuje jednak mnie fakt, że są one dość wyraźnym zwierciadłem dla wielu innych elementów życia publicznego. Oczywiście nie chcę tu sprowadzać tragedii tych osób do mniej poważnych aspektów życia publicznego w Polsce. Myślę jednak, że warto zauważyć, że nie tylko tutaj, można znaleźć tendencję do brutalnej spychologii. Do krążenia ludzi, którzy mogliby mieć na sprawę wpływ wszędzie dookoła, nie ruszając w żadnym momencie istoty problemu. Dlatego też gdzie nie natknąć się na reakcję publiki tego filmu, w dużej mierze dotyczą one kościoła, wiary i sądu ostatecznego. Pojawiają się one z obu stron. Myślę, że nie jest to istotą sprawy.
W opisie pod filmem jest informacja, że teraz Sekielscy zajmą się produkcją, która będzie się starać ukazać rolę najwyższych hierarchów i Jana Pawła II w procederze. Jak mówi Tomasz Sekielski, nie podchodzi jednak do tego dokumentu z tezą, a z chęcią sprawdzenia, którą niewątpliwie rozumiem, bo pytanie, gdzie w tej sytuacji są wyższe szczeble, w uzyskaniu pełnego oglądu sytuacji, jest jak najbardziej logiczne. Wiemy już, że branie się za problem od dołu daje niewiele, poza kolejną okazją do przekrzykiwania się kilku obozów. Wiemy też, że skutek może odwrotny do zamierzonego, nakręcający tylko spiralę wzajemnego gniewu. Dlatego życzę Sekielskim, żeby dali satysfakcjonujące odpowiedzi. Nie tylko jednej ze stron, ale najlepiej wszystkim. Ze szczególnym uwzględnieniem pokrzywdzonych.
Niezłe gówno dla debili.