Ponad dekadę temu wydawnictwo Taurus Media opublikowało zekranizowany w 2008 roku komiks 300, będący jednym z najważniejszych dzieł Franka Millera i jego ówczesnej żony- Lynn Varley. Od tego czasu upłynęło w Wiśle sporo wody, Frank i Lynn rozwiedli się, powstała kolejna część osadzona w realiach wojny między Persami i Hellenami oraz, jakże by inaczej, jej ekranizacja. W połowie lutego komiks został po raz drugi wydany na polskim rynku, tym razem przez Egmont. Opowiada on o mężnej obronie wąwozu Termopile przez trzystu Spartan. Warto przyjrzeć się, jak prezentuje się on obecnie, w świetle chwały swej ekranizacji w reżyserii Zacka Snydera.
Termopile są dziś synonimem heroicznej defensywy do ostatniej kropli krwi. Wydarzenie, które się tam rozegrało, miało miejsce 480 lat p.n.e., jest więc dość trudnym materiałem twórczym. Łatwo popaść tu w przesadę – niewielka garstka wojowników przeciw niezliczonej armii najeźdźcy, na dodatek w dumny i skuteczny sposób powstrzymująca ją przed dalszym szturmem. Patos, romantyzm i brązownictwo same cisną się do rąk. Do tego, brak źródeł, porównywalnych do tych opisujących batalie ery nowożytnej i współczesnej, kusi do fantazjowania. Frank Miller dokonał jednak czegoś, co w pełni zasługuje na otrzymane nagrody Eisnera i Harveya. Czytając komiks nie można nie zauważyć podniosłości wydarzeń, pełnych odwagi Spartiatów i walk zasługujących na pochwalne pieśni, ale sposób, w jaki ujął całość twórca Powrotu Mrocznego Rycerza, nie trąci tanim widowiskiem dla gawiedzi. Na dodatek pisarz stworzył przy tym niezwykle osobisty, a wręcz intymny kanał narracyjny dla Leonidasa. Król Sparty jawi się dzięki niemu jednocześnie jako wielki wojownik i wielki przywódca. Inspirator, lider, ojciec i suzeren w jednym.
Frank Miller to nie tylko wybitny scenarzysta, ale i doskonały, a przede wszystkim charakterystyczny rysownik. Mimika twarzy i ogólna fizjonomia jego bohaterów jest niezwykle oryginalna. Wystarczy przypomnieć sobie Marva z serii komiksów i obydwu filmów spod znaku Sin City, by na długo zapamiętać jego styl. Nie inaczej jest w 300. Ostre i miejscami przejaskrawione oblicza, w szczególności Kserksesa z jego zamiłowaniem do kolczykowania swego lica, pasują do surowej narracji. Do opowieści o wielkiej, historycznie symbolicznej bitwie niebywale walecznych ludzi. Ale same postaci to nie wszystko. Rzecz dzieje się w krainie, gdzie w oddali próżno szukać egzotycznych, kolorowych kwiatów czy malowniczych gór. Gorące Wrota, jak zwany był termopilski wąwóz, to surowe środowisko i najlepiej oddaje je tylko jedno słowo – skały. Niebezpieczne, nieugięte i nieustępliwe – a tym samym stanowiące znakomity, naturalny punkt oporu, z którego skwapliwe zresztą skorzystali Grecy. Tu należy się też ukłon w stronę Lynn Varley. Kolorystka pozwoliła sobie na dość stonowane barwy, łagodzące nieco kreskę Millera. Na tle piaskowo-szarych skał wyróżniają się jedynie purpurowe płaszcze Spartiatów, kontrastujące z mdłymi barwami strojów żołnierzy Kserksesa i innymi oddziałami greckimi, które stanęły u boku trzech setek Leonidasa.
Słów kilka o tym, w jakim stopniu film opiera się na komiksie. Marvel i DC w swych sztandarowych produkcjach przyzwyczaiły odbiorców do dość frywolnego podejścia do materiału źródłowego. Avengers: Era Ultrona z opowieści niemal postapokaliptycznej, stała się sensacyjnym obrazem, który nie zapisał się szczególnie w mojej pamięci. A to niechybny znak, iż produkcja ta była po prostu dobrym widowiskiem kinowym, lecz nie czymś, co wspomina się po latach. Inaczej rzecz ma się z 300 Zacka Snydera. Spektakularne sceny batalistyczne, podniosła, ale zarazem osobista i niezapomniane momenty, będące częstokroć komiksowymi kadrami, przeniesionymi wprost na ekran. Jak choćby zepchnięcie Persów z klifu czy finałowy rzut włócznią Leonidasa w stronę perskiego króla. Snyder nie odchodził od fabuły ani na chwilę, traktując powieść graficzną jako storyboard. Prowokuje on tym samym do porównywania obu dzieł. Sceny, które sam dodał lub uwypuklił (niesamowity fragment z odprawieniem perskiego posła iście królewskim kopniakiem), nadają filmowi dodatkowego smaku. Reżyser z szacunkiem odniósł się do oryginału, nie tworząc z niego lekkostrawnej papki na nudny wieczór. I za to należą mu się brawa.
Czy więc komiks traci w porównaniu do filmu, który dla młodszego odbiorcy jest dziełem bliższym? Na dodatek zaopatrzonym w większą liczbę narzędzi przekazu, jak dźwięk i widowiskowe efekty specjalne. W przypadku produkcji Zacka Snydera, podobnie jak w reżyserowanych przez niego w podobnym stylu Strażnikach, i komiksu Franka Millera możemy mówić o symbiozie. Komiks i film są znakomite osobno, ale razem tworzą cudowną pełnię. I taki odbiór obu dzieł polecam.
„Przechodniu, powiedz Sparcie: tu leżym jej syny, prawom jej posłuszni do ostatniej godziny”– epitafium Symonidesa doskonale oddaje czyn, jakiego dokonało trzystu lakońskich wojowników. Komiks Millera i Varley, oraz jego ekranizacja to równie godny dla nich hołd. Nie ma w nim ani krztyny kiczowatej podniosłości, jaka często pojawia się w dziełach historycznych. Nie jest też to banalna opowiastka, nadająca Spartiatom charakter nadmiernie heroicznych superbohaterów. 300 to opowieść surowa, a jednocześnie dumna. Niczym jej tytułowi bohaterowie.
PS: Na sam koniec warto zwrócić uwagę na format wydania. Zarówno Taurus Media, jak i Egmont opublikowały komiks w rozmiarach 305×235 mm. Dla laika może to być coś, co zepsuje mu panoramę na półce. Dla kogoś ceniącego sobie wysoką jakość odbioru komiksu – to istny cud. Tym bardziej, że Frank Miller skonstruował kadry w poziomej perspektywie, której ukazanie w jakikolwiek inny sposób byłoby profanacją. No i to poczucie majestatu, gdy dzierży się powyższy komiks, niczym rzadki wolumin.
Tytuł oryginalny: 300
Scenariusz: Frank Miller
Rysunki: Frank Miller
Kolory: Lynn Varley
Tłumaczenie: Maciek Drewnowski
Wydawca: Egmont 2017
Liczba stron: 88
Ocena: 90/100