Black spotyka Lovecrafta i kilkoro innych osobników, którzy prowadzą go do oczekiwanego celu poznania legend i folkloru Nowej Anglii, zwłaszcza tego związanego z pewną księgą i jej całą otoczką. Na początku dziwiłem się, jakim cudem Moore stworzył tak nieporadną i miałką postać. Już w drugim tomie zrozumiałem, że ktoś dysponujący większym zmysłem samozachowawczym dawno rzuciłby walizki do pobliskiego rowu i czmychnął do domu. Pan Black brnie natomiast dalej w otchłań, będąc absolutnie niewrażliwym na subtelne ostrzeżenia. Druga część tomu przenosi nas do czasów współczesnych, w których dokonują się koszmarne następstwa Neonomiconu.
Providence to cykl nieco inny, niż autorskie projekty Alana Moore’a. Widać tu jego rękę, lecz nie mogłem uchylić się przed wrażeniem, że całość jest laurką dla Samotnika z Providence. Rozbudowaną, mającą swą indywidualną duszę, lecz jednak w ostateczności jest czymś stworzonym głównie ku czci mistrza grozy. W recenzji poprzednich tomów wymieniałem inne komiksy inspirowane bądź interpretujące Lovecrafta. Tu Moore znalazł się pomiędzy nimi, żonglując dziedzictwem pisarza, nadając mu nową formę i w efekcie uzyskując dzieło oryginalne, choć niełatwe w odbiorze.
Bo Moore nie zalicza się do autorów nieskomplikowanych. Brodaty scenarzysta uwielbia popisywać się swą wiedzą i kunsztem pisarskim, a w tym przypadku bombarduje czytelnika odniesieniami do prozy innego autora, która nie wszystkim jest znana. Z tego też powodu lepiej potraktować Providence tom 3 i poprzednie albumy jako lekturę wymagającą z technicznego punktu widzenia. Acz to chyba jest najlepsze w dziełach Moore’a. Ta złożoność i pewne wymagania, jakie stawia przed czytelnikiem, czyniące z jego komiksów coś więcej, niż kolejne dzieła masowej produkcji.
Jeśli czytaliście poprzednie tomy, na pewno wiecie o raptularzu głównego bohatera. O ile dodatki w Strażnikach czy Lidze Niezwykłych Dżentelmenów były wyśmienitymi bonusami, o tyle często nadmiernie kwieciste i rozdęte notatki Roberta Blacka mocno spowalniają czytanie. Mimo wszystko jednak radzę je przemęczyć, gdyż wnoszą one nieco w lekturę i pozwalają zrozumieć motywacje protagonisty lub mówiąc prościej – jego kretynizm. Wśród nich znajdzie się też kilka kwestii uzupełniających, więc nie pomijałbym tego, mimo ciężaru wynurzeń Blacka.
Providence tom 3 pełni klamrę spajającą Neonomicon i poprzednie tomy cyklu. W całości tworzy się dobra opowieść, sprawnie wykorzystująca motywy z dzieł Lovecrafta, przy ich należytym poszanowaniu. Polecam jednak przeczytać całość od początku, aby w pełni cieszyć się opowieścią i nie przegapić kilku szczegółów. Moore tworzy wielu bohaterów i niuanse wplatane w kadry przez Jacena Burrowsa sprawiają, że pobieżna lektura umniejsza wartość tego dzieła. Providence tom 3 to właściwie połowicznie kontynuacja Neonomiconu, z finałem troszkę poniżej miary, której oczekiwałem. Aczkolwiek to nadal kawał dobrego komiksu, zdecydowanie najbardziej twórczo podchodzący do klasyki grozy.
Tytuł oryginalny: Providence vol.3
Scenariusz: Alan Moore
Rysunki: Jacen Burrows
Tłumaczenie: Jacek Żuławnik
Wydawca: Egmont 2020
Liczba stron: 168
Ocena: 80/100