Trzydziestoletni Max (Dolan) planuje opuścić Montreal i przenieść się do Australii. Podczas imprezy z grupą znajomych (czujemy, jakby towarzystwo znało się od lat, a my ich również) angażuje się w kręcenie szkolnej etiudy filmowej siostry jedno z kolegów. Razem z Mattem (zabójczo przystojny Gabriel D’Almeida Freitas) mają namiętnie pocałować się przed kamerą. Dla bohaterów nie jest to pozornie żaden problem, bo zrobili to już raz w czasach szkoły średniej. Owa scena dla obydwu postaci nie będzie jednak kolejnym, nie mającym większego znaczenia epizodem.
Dolan umiejętnie buduje pozornie lekkie spotkania między przyjaciółmi, których chemia jest wprost zaraźliwa. Bawią się, dyskutują, grają w gry i kłócą tak naturalnie, jakbyśmy oglądali prawdziwych znajomych. W porównaniu do To tylko koniec świata reżyser stonował z krzykliwą ekspresją i zrezygnował z dotykania absolutu, ale ciągle udaje mu się przemycić wiele emocji. Niczym w filmie realizowanym przez irytującą swoim akcentem dziewczynę, reżyserowi udaje się włączyć impresjonizm i liryzm w wielu momentach. A to dzięki zabawą z ostrością obiektywu, zaskakująco skomponowany kadr, porażające głębią kolory i kontrasty, a to przez użycie muzyki (nie obyło się bez przebojów muzyki pop, z Pet Shop Boys i Britney Spears na czele), która mówi czasem więcej, niż powiedzieć chcą postacie. Choć zabiegi te służą jako mało naturalne przerywniki w akcji, budują one nastrój filmu Matthias i Maxime.
Najważniejsze są jednak w jego filmie dialogi i relacje między bohaterami. Chemia i magia są w każdej scenie, od przerzucania się żartami do zatartych kłótni. Kto inny jak Dolan potrafi uchwycić bolączki życia trzydziestolatków, ciągle uważających się za młodych i wolnych, wkraczających z impetem w dorosłe życie.
Dwa główne wątki fabularne, relacja Maxa z Mattem oraz z matką (Anne Dorval), znakomicie ukazują dwa najważniejsze tematy produkcji. Pierwszy to analiza orientacji seksualnej, połączona z dorastaniem. Dwóch głównych bohaterów niby prowadzi życie heteroseksualne (Matt ma żonę, Max umawia się z kobietą), ale ich głowy wydają się zaprzątnięte zupełnie innymi emocjami, z którymi nie do końca mogą sobie poradzić. Oddane z wyczuciem i taktem, pokazują niuanse, z którymi kino Hollywoodzkie od lat ma problem. Wiele dzieje się na poziomie niedopowiedzeń, niepewności, w spojrzeniach i w tym, co trudno z siebie wydusić. Drugi wątek to relacja z matką. Sceny Dolana z Dorval, w których aż kipi od złości i żalu, należą do najlepszych w filmie. Starający się zorganizować opiekę dla matki podczas jego nieobecności syn konfrontowany jest z jej wrogością. Najbliższe osoby potrafią ranić się w końcu najbardziej.
Niezwykle dojrzały film, w którym Xavier Dolan wraca do formy, tylko ostrzy apetyty na kolejne produkcje Kanadyjczyka. Wyjątkowo prosty i formalnie lekki, Matthias i Maxime jest wspaniałym romansem na miarę dzisiejszych czasów.
Ilustracja wprowadzenia i plakat: materiały prasowe / Gutek Film